czwartek, 31 lipca 2014

ROZDZIAŁ 8

Otworzyłam oczy i podniosłam się szybko.
Znów byłam w sali szpitala psychiatrycznego. Rozglądnęłam się dookoła przerażona.
- Zoey... - usłyszałam czyiś głos, nikogo jednak nie widziałam.
Odkryłam kołdrę, byłam w białej piżamie. Wszystko widziałam jakby przez mgłę, skierowałam się w stronę łazienki dalej słysząc ten głos.
Otworzyłam drzwi łazienki i weszłam do środka.
Nagle znalazłam się w moim domu.
- Zoey... - dalej słyszałam wołanie, tym razem byłam pewna, że dochodzi ono z mojego pokoju. Szłam w białym ubraniu na górę, kiedy byłam przy drzwiach rozglądnęłam się dookoła i w końcu weszłam do środka.
To co zobaczyłam było straszne, zobaczyłam siebie. Leżałam na podłodze cała we krwi.
Miałam liczne kute, głębokie rany na całym ciele.
- Zoeeeey - usłyszałam dziwny zachrypnięty głos starszej pani, odwróciłam się szybko w stronę lustra i zobaczyłam jakąś postać, która wyciąga do mnie rękę przez lustro. Oczy tej postaci mnie zahipnotyzowały, szłam w tamtą stronę i złapałam postać za dłoń.
Nagle znalazłam się w jakimś lesie, unosiła się delikatna mgła. Odwróciłam się i zobaczyłam dwie postacie wiszące na konarze drzewa.
- Widzisz... - postać pociągnęła mnie bliżej, dopiero będąc z metr przed tymi osobami zdałam sobie sprawę, że to Danielle i Caitlin. Były sine, ich oczy były lekko otwarte patrzące się bez celu w jeden punkt.
- To przez ciebie - zasyczał...
Odwróciłam się w stronę gdzie one patrzyły. Zobaczyłam tam chłopaka leżącego na kupce liści. Miał rozprutą klatkę piersiową, chciałam coś powiedzieć ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- To przez ciebie - postać zbliżyła się do mnie.
Dopiero gdy popatrzyłam na twarz poszkodowanego zdałam sobie sprawę, że to Louis. To chłopak, który przemawiał w mojej głowie, który mi pomagał.
- To ty go zabiłaś - nagle obraz mi się zamazał. Znalazłam się w wielkim pomieszczeniu z posągami, rozglądnęłam się dookoła, a przede mną stanął jakiś wilk. Wpatrywał się we mnie szczerząc swoje zakrwawione kły. Skoczył na mnie !

Obudziłam się z krzykiem. Przetarłam dłonią twarz i wstałam z łóżka wychodząc na balkon.
Cała się trzęsłam, to co widziałam było straszne. Dlaczego przeze mnie ?! Co takiego zrobiłam...
Zagryzłam wargę i spojrzałam w dół balkonu, nie było wysoko, postanowiłam stamtąd uciec.
Udało mi się zejść, rozdarłam sobie sukienkę, biegłam szybko jak tylko mogłam odwracając się co jakiś czas do tyłu aby upewnić się, że nikt nie dowiedział się o moim zniknięciu.
Nagle wpadłam na coś, pisnęłam cicho i upadłam.
- Gdzie się wybierasz? - Niall patrzył na mnie, nie wyglądał na złego czy wkurzonego lecz na rozbawionego. Skrzyżował ręce patrząc na mnie.

***
- Możemy porozmawiać z pani córkami? - Detektyw Maggie zapytała się mamy.
- Tak oczywiście, są na górze... - powiedziała przecierając twarz dłońmi.
- Mamo... - wyszłam zza ściany zapłakana - Widziałaś Caitlin? 
- N-nie... - popatrzyła na mnie i wstała - Nie było jej z tobą? 
- No nie... już od kilku godzin jej nie ma - patrzyłam na mamę.
Detektyw Maggie minęła mnie, szybko przeszukała wszystkie pomieszczenia w domu lecz nie znalazła Caitlin. 
Wyciągnęła swój stary telefon i wyszła z domu aby zadzwonić do kogoś spokojnie, ja podeszłam do okna nadsłuchując jej rozmowę.
- Niall jedna z córek zniknęła, możliwe, że będzie chciała skontaktować się z Harrym albo już to zrobiła. 
Nie słyszałam odpowiedzi chłopaka, ale o co w tym chodziło?! 
- Dobra, ja się zajmę drugą... Żadna z nas ci nie przeszkodzi kochanie - zaśmiała się cicho.
Otworzyłam szeroko oczy i uciekłam na górę, nie wiedziałam o co chodzi ale szykowało się coś złego. Pobiegłam na górę.
Detektyw Maggie wróciła do domu i podeszła do mojej mamy.
- Jeśli uciekła to znajdziemy ją, powiadomiłam kolegów o jej zniknięciu.
- Dziękuję pani ... - była zdruzgotana.

Nie widziałam co się dzieje, to kim jest ta kobieta, detektywem czy kim.... Bałam się zostawić mamę samą w domu z nią ale musiałam, spakowałam potrzebne rzeczy i zeszłam po pergoli na dół. Wokół domu kręciło się dużo glin ale nie mogłam im ufać więc jakoś wydostałam się posiadłości.
Nie wiedziałam gdzie poszła Caitlin ale nie chciałam jej zostawić. Poszłam tam gdzie ostatni raz widziałam się z Zoey. Kiedy tam doszłam, nikogo nie było. Rozglądnęłam się dookoła...
- Danielle - usłyszałam swój głos i zobaczyłam Zayna.
- Zayn ! - uśmiechnęłam się.
- Słuchaj, wiem, że chcesz odzyskać Zo, więc możesz nam pomóc - nie miałam pojęcia o tym, że Zayn nie jest po stronie naszej.
- W jaki sposób?
- Pójdziesz ze mną dobrze? - popatrzył na mnie z uśmiechem i wyciągnął do mnie dłoń.

___________

Witam :) 
Mam nadzieje, że rozdział się spodobał. 
Ciągle myślę nad skończeniem tego ff ale szkoda mi osób, którzy to czytają. 
No nie ważne...

Zostawcie w komentarzach swoje opinie na temat tego bloga, rozdziału. Możecie pisać swoje przemyślenia, opisy uczuć, cokolwiek. Cieszy mnie czytanie DOBRYCH komentarzy. 


sobota, 26 lipca 2014

ROZDZIAŁ 7


Poczułam tylko ukłucie, jęknęłam cicho czując spływającą krew. Niall mruknął z zadowolenia, wysysał ze mnie krew, a ja czułam mocne uderzenia gorąca.
Uniosłam się lekko, nie umiałam już się bronić. To co on robił stało się dla mnie przyjemnością.
Kiedy wyjął kły z mojej szyi straciłam przytomność.
Czułam jakbym była wolna, byłam nieprzytomna jednak wszystko widziałam i słyszałam.
Czułam jednak jakby ktoś cierpiał. To było dziwne uczucie.
Nie dochodziła do mnie myśl, że mogę stać się wampirem, że mogę umrzeć.
Nie wiem po jakim czasie się obudziłam, ale znajdowałam się w jakimś pokoju, leżałam na łóżku. Okno balkonowe było otwarte, a zasłony z delikatnego materiału unosiły się pod wpływem wiatru.
Pomieszczenie było naprawdę bogato udekorowane, umeblowane.
Wstałam, byłam ubrana w białą jedwabną sukienkę, miałam wianek na głowie, zaśmiałam się cicho widząc się w lusterku. Jednak coś przykuło moją uwagę, moje tęczówki były srebrne. Przejechałam dłonią po policzku. Nic nie pamiętałam.  Podczas uśmiechu zauważyłam również coś jeszcze, dwa ostre kły. Dotknęłam je palcami, były naprawdę ostre.
Zawiał mocny wiatr przez co na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
Potarłam dłońmi moje ramiona i spojrzałam w stronę wyjścia na balkon, podążyłam tam i wszystko wróciło.
To było to miejsce, to jezioro ze snów, ten "pałac" to było to.
- Podoba ci się? - usłyszałam za mną głos, odwróciłam się szybko i spojrzałam w stronę chłopaka.
- Zayn! - podbiegłam do niego przytulając - jejku, proszę weź mnie stąd... - miałam nadzieje, byłam przekonana, że on jest dobry.
- Wiesz...to nie czas jeszcze... - patrzył na mnie, zaraz koło niego zjawił się Liam.
- Z-Zayn? - patrzyłam na niego.
- No co,zaskoczona? Jestem wtyczką Nialla - uśmiechnął się.
- Teraz to twój dom, należysz do nas księżniczko - podszedł do mnie o odwrócił mnie w stronę jeziora - To twój pałac, nareszcie jesteś z nami - uśmiechnął się. Kompletnie nie wiedziałam o czym gadają, jaki mój pałac, jaka księżniczka, nie wiedziałam co o tym sądzić.
- A...a to? - pokazałam na zęby.
- Ach, to... Niall po prostu przywrócił cię do życia.
- Co to znaczy? - zapytałam krzywiąc się.
- Niall ci to wytłumaczy, teraz rozkoszuj się tym miejscem bo nareszcie je odzyskałaś - patrzyłam się na cudowny widok przede mną i to wszystko moje.
Chłopaki wyszli z pokoju. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało, byłam wampirem, jakąś księżniczką, Zayn zdradził Louisa. W zasadzie nigdy go nie widziałam więc nie mogłam nic o nim powiedzieć.
Jedna moja myśl to ta dlaczego nic nie pamiętam co się działo, gdzie byłam, nic... Nie wiem dlaczego nie chciałam stamtąd uciec, to miejsce po prostu mnie potrzebowało, czułam to.
Księżyc odbijał się w jeziorku, był taki piękny, ogromny.
Kiedy się odwróciłam aby wejść do pokoju zobaczyłam Nialla, patrzył się na mnie lśniącymi oczami. Uśmiechnął się delikatnie, patrzyłam się na niego, on zaś zaczął iść powoli w moją stronę.

***

Chodziłem po pokoju wkurzony. Nie mogłem wytrzymać, znieść tego, że Niall mi ciebie odebrał. Gotowało się we mnie, chodziłem zaciskając dłonie w pięści. Nagle uświadamiając sobie to, że jesteś już naznaczona przez niego, że to on dał ci drugie życie chwyciłem krzesło i z całej siły wybiłem nim szybę, wywalałem wszystkie szafy, obrazy, zdjęcia, niszczyłem wszystko co stanęło mi na drodze. Wziąłem obraz z twoją podobizną i osunąłem się po ścianie patrząc na niego.
- Jejku Louis co tu się stało? - Harry wszedł do pokoju. Harry był moim wiernym przyjacielem, wiedział o mnie wszystko, o tobie także. Zawsze sobie pomagaliśmy, Harry był wszędzie tam gdzie ja.
To ja go uratowałem, dzięki mi stał się tym kim jest.
Sam tego chciał, do niczego go nie zmuszałem. Kiedy dotarło do niego to co się stało z tobą usiadł koło mnie poklepując moje ramie - odzyskasz ją - powiedział pocieszająco ale ja wiedziałem, że większą miłość darzy się wampira, który nadał komuś życie. Wiedziałem, że jeśli staniesz się ich będzie za późno, nie wygramy wojny która nadchodziła wielkimi krokami.
Wstałem i wyszedłem na balkon, spojrzałem na wielki księżyc i spuściłem głowę.
- Zobaczysz, Caitlin nam pomoże, obiecuje ci, że ją odzyskasz.
- Harry...on ją naznaczył - popatrzyłem się na niego.

***
Harry mnie przyszykował. Jedyna droga jaka wiodła do tego pałacu to ten tunel pełen niebezpieczeństw. Dał mi wiele rzeczy, sztylet, nóż, latarkę, linę, jakieś mleczko, które miało służyć do wypalenia skóry wampira. Nie wiedziałam jak i co ale poszłam na to.
Chciałam po prostu odzyskać Zoey, była ona dla mnie bardzo ważna, a po drugie nie chciałam aby mama cierpiała.
- Powodzenia - szepnął przytulając mnie, nigdy nie spodziewałabym się, że taki człowiek jak on jest krwiopijcą, zabójcą. Harry był najwspanialszym 'człowiekiem' jakiego znałam.
- Mam nadzieje, że mi się uda tam dotrzeć - powiedziałam cicho.
- Spokojnie, będę czuł jeśli się coś stanie, proszę cię uważaj na siebie - to były słowa, które ostatnie usłyszałam od niego. Delikatnie musnęłam jego usta po czym niknęłam w ciemnym tunelu.
Śmierdziało w nim stęchlizną. Mocny odór znalazł się w moich nozdrzach. Zastałam usta i nos bandamką.
Szłam dość szybko i nie poddawałam się, nie wiedziałam jaki długi jest ten tunel. 
Harry powiedział tylko, żebym patrzyła pod nogi.
***


Znacie to uczucie kiedy dowiadujecie się, że osoba dla was bliska odchodzi, umiera, znienawidzi cię? Nie? Życie jest jedno ale ucieka bardzo szybko.
Puki masz czas powiedz jej co czujesz, puki nie będzie za późno. Każdy dzień płata nam figle, jesteśmy szczęśliwi, a w jednej sekundzie to szczęście może być odebrane.
______________________________________

Mam nadzieje, że się podoba.

czytasz=komentujesz 

Ostatnio miałam takie jakby trudne dni i myślałam nad skończeniem tego ff.
Proszę was o szczere komentarze, opinie na to żeby wiedzieć czy wam się podoba i czy mam dla kogo to pisać.

wtorek, 22 lipca 2014

ROZDZIAŁ 6

notka pod rozdziałem !

*Louis* 
*Wenecja* 


Ciemne pomieszczenie, a w nim jedna lampka, która oświetlała pomieszczenie. 
Stare poniszczone meble ozdabiały ponury pokój. Na ścianie wielki portret pięknej kobiety. Okno balkonowe było otwarte. Na balkonie bujał się lekko bujany fotel z wikliny. Louis był oparty o barierki i patrzył w dół. Patrzył na wodę, w której odbijał się księżyc. Wyglądał spokojnie ale rozdzierało go od środka. Czuł, że dzieję się coś złego z jego Puteri. 
Kochał ją nad życie i chciał dla niej jak najlepiej. Odkąd była dzieckiem strzegł ją aby znowu jej nie stracić. Jednak czuł, że to nadchodzi. Czuł, że wielka wojna pomiędzy królestwami nadchodzi wielkimi krokami. Wiedział również, że bez Puteri nie dadzą rady. 
Zacisnął barierkę dłońmi i stęknął jakby ktoś zadał mu ogromny ból. 
Odwrócił się, w drzwiach stał Harry z Caitlin.
- Louis... To Caitlin, kuzynka Zoey - powiedział - pomyślałem... - zaczął.
- Ty nie myśl lepiej już - powiedział i wlepił swój wzrok w Cai, która była przerażona - nie bój się - wskazał ręką na fotel - siadaj... Harry pchnął ją delikatnie, żeby wykonała jego polecenie. Caitlin posłusznie usiadła na fotelu, który zaskrzypiał i nie spuszczała wzroku z Louisa.
- Harry zostaw nas - powiedziałem wpatrując się w podłogę. Harry wyszedł nie sprzeciwiając się mi, kiedy usłyszałem trzask drzwi popatrzyłem się na dziewczynę.
- Możesz coś powiedzieć? Mama będzie się martwić - powiedziała patrząc na mnie.
- Spokojnie... tu czas płynie całkiem inaczej niż u was - mruknąłem i widziałem zaskoczenie dziewczyny - nie każ mi teraz tego ci tłumaczyć.
- A więc...Harry powiedział, że mogę pomóc odzyskać Olivię - patrzyła na mnie uważnie.
- Zgadza się, wiesz...my wampiry... - zaśmiałem się sam nie wiem dlaczego - tylko nie uciekaj...nie zjem cię... 
- Mam takie pytanie...jest nie na miejscu ale... - zagryzła wargę - czy wy umiecie latać? - zapytała na co się zaśmiałem głośno.
- Nie...To całe gadanie, że czosnek, woda święcona, światło słoneczne czy krzyże nas odstraszają, nie to nie prawda. Latać też nie umiemy. No przynajmniej niektórzy.
- A...a kły? - patrzyła na mnie i się skrzywiła.
- O...kły - otworzyłem szeroko usta, a kły się wysunęły, dziewczyna wzdrygnęła - też nie każdy wampir je ma, ale to nie oznacza, że nie może pić krwi. Każdy wampir dobrze wie jak to się robi. Ale ok, chyba nie przyszłaś tutaj, na pogawędki. Więc my nie możemy wchodzić do tego tunelu. W świecie wampirów mamy królestwa, każde królestwo ma swoich przywódców bla bla bla...- nudziłem się tym gadaniem - no po prostu nie możemy wchodzić tam bo byśmy zginęli.
- Dlaczego? - pytała dalej.
- Za dużo pytań - mruknąłem - za to ty możesz tam wejść, a co najlepsze? To cholernie niebezpiecznie i możesz w wejściu nawet zostać wyssana - dziewczyna rozszerzyła oczy - dlatego musisz przyjąć specyficzny zapach, żeby nie być człowiekiem...
- Ja nic z tego nie rozumiem, jaki zapach? 
- O jejku, ale pytań ... - westchnąłem - wyturlasz się w jakimś błotku czy coś .
- Ty sobie ze mnie żartujesz... - wstała, a ja wyciągnąłem rękę w przód do spowodowało, że pchnąłem ją na fotel.
- Nie żartuje...Wolisz śmierdzieć czy być zjedzona przez jakieś zwierze ...
Tłumaczyłem jej wszystko, miałem nadzieje, że zrozumie. Nie wyglądała na głupią choć była blondynką i zadawała dużo pytań.
Mieliśmy już plan, chcieliśmy odzyskać jak najszybciej Zoey.
Kiedy Caitlin poszła do Harrego aby jej wszystko wyjaśnił lepiej niż ja to zrobiłem, chodziłem w pokoju jak głupi. To było dziwne ale się denerwowałem. Spojrzałem na twój obraz wiszący na ścianie i westchnąłem głęboko - Nic ci nie będzie moja droga Puteri - powiedziałem te słowa i usiadłem na starej trochę zakurzonej kanapie podpierając głowę dłońmi.

*Zoey*

Biegłam bardzo szybko, potknęłam się o kamień i wywróciłam. Oddychałam bardzo szybko. 
Nagle usłyszałam męskie głosy, wstałam i próbowałam biegnąć ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Upadłam na ziemie po raz drugi. 
Przymknęłam oczy, moje serce wariowało.
- Ty suko! - słyszałam głos chłopaka, który mnie zgwałcił i nagle poczułam ostry ból w brzuchu. Kopnął mnie z całej siły. Powtórzył ruch, kaszlnęłam krwią. Jęknęłam głośno, nawet nie miałam siły płakać. 
- Nie ładnie uciekać - to był głos Nialla, rozbawiony głos. Cieszył się, że cierpię - Chyba nie będę czekał aż Louis cie uratuje... Za niedługo będziesz nasza ... - usłyszałam jego głos.
Smak krwi tkwił w moich ustach. Nie mogłam oddychać przez te uderzenia. On nie patrzył, że jestem słabsza, po prostu chcieli mnie zabić i zwabić Louisa, kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.
Chłopak klęknął przede mną i wysunął swoje kły, przystawił usta do mojej szyi.

__________________________________________________

Hej :) 
Mam nadzieje, że rozdział się podoba. 
Nie wiem czy mam czy nie mam talentu do pisania. Piszę bo mnie to cieszy.
Cieszą mnie również wasze miłe komentarze.

Chciałabym was prosić abyście jeszcze raz tutaj pod tym rozdziałem napisali kto chce być informowany. 


sobota, 19 lipca 2014

ROZDZIAŁ 5

UWAGA ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENĘ + 18 , SCENY BRUTALNE ORAZ WULGARYZMY... CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ !!


Otworzyłam lekko oczy, cholernie bolały mnie ręce. Moje policzki piekły. Było ciemno. Poczułam, że jestem przywiązana. 
Do moich nozdrzy wleciał zapach stęchlizny, ziemi. 
Nic nie widziałam. Krople wody kapały na mnie z góry, które płynęły po moich policzkach. 
Nagle usłyszałam jakiś szelest, który w końcu zamienił się w odgłos kroków.
Zauważałam trzy postacie idące w moją stronę, jedna z nich trzymała w ręku pochodnie.
Odwróciłam głowę w bok mrużąc oczy. Nie widziałam ich dobrze w tym świetle.
Nagle w tym miejscu zaczęły zapalać się pochodnie dookoła, które oświetliły całe miejsce.
Od razu zauważyłam rany na moich rękach, poszarpaną koszulkę. Byłam cała w błocie, który zdążył zaschnąć na moim ciele.
- Na reszcie się obudziłaś - mój wzrok spoczął na wysokim dość przystojnym i umięśnionym chłopaku. W takim razie ile już mnie nie było, co się ze mną stało i gdzie ja byłam. Nic nie pamiętałam. W mojej głowie znajdowały się wydarzenia do imprezy, później urwał mi się film, a jeśli to gwałciciele? To była pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy.
- Masz - chłopak przystawił mi do ust butelkę z wodą, a ja odsunęłam głowę na bok - Kurwa pij! - chłopak krzyknął i złapał mnie za podbródek. Odwrócił moja twarz w swoją stronę i włożył butelkę do ust, woda lała się do ich wnętrza. W końcu odsunął butelkę, oddychałam szybko, wyplułam wodę kasłając.
- Jesteś pojebany? Udusiłabym się! - krzyknęłam, a z moich oczu wylały się łzy.
- Słuchaj, dostałem rozkaz od szefa. Miałaś się napić, nie mówił, że mam cię ładnie prosić. Napiłaś się? Napiłaś, więc nie ma problemu.
Chłopak odszedł zawiązując mi usta.
Siedziałam tak bardzo długo, w końcu zauważyłam jakąś postać, był to chłopak. Podszedł do mnie bardzo blisko, nie znałam go. Położył dłoń na moim policzku i zaczął sunąć niżej, kiedy dochodził do mojej piersi kopnęłam go w krocze.
- Ty suko! - krzyknął i uderzył mnie z całej siły w policzek, pisnęłam cicho.
Chłopak podniósł mnie jedną ręką i wsunął rękę pod moje spodnie i majtki. Ja krzyczałam i chciałam się wyrwać jednak byłam przywiązana. Chłopak zaczął mnie całować po obojczyki, pociągnął za moją koszulkę, która w sekundzie się rozpruła. Wyrzucił ja w tył i ścisnął moją pierś. Pisnęłam cicho, odpychałam go, ale to mu nie przeszkadzało.
Łzy spływały po moich policzkach. Chłopak ściągnął moje spodnie i swoje do połowy wraz z bokserkami. Wszedł we mnie brutalnie na co krzyknęłam i wygięłam się w tył zaczynając płakać. Sapał, masował moją pierś powtarzając swoje mocne ruchy biodrami.
Do mojej głowy wróciły wspomnienia z ojcem. Płakałam, czułam ból, to sapanie przyprawiało mnie o mdłości.
Chłopak zaczął drażnić do tego palcem moją łechtaczkę, krzyknęłam.
Czułam, że jestem blisko, chłopak przyspieszył czując zbliżający się orgazm.
Po wszystkim wstał, ubrał bokserki, spodnie i kucnął przy mnie.
- Lepiej się nie odzywaj...kurwo - mruknął i odszedł. Dopiero wtedy zaczęłam głośno płakać, ubrałam spodnie, bo tylko to nie było poszarpane.
Wstałam powoli, nie byłam już przywiązana, zaczęłam biec przez tunel, biegłam tak szybko jak tylko mogłam.
Nagle usłyszałam krzyki, słyszałam, że ktoś za mną biegnie.

* Caitlin *

Przez całe tygodnie nie mogłam dobrze spać. W oczach miałam ciągle to całe zdarzenie, te dwie dziewczyny. 
Zeszłam cicho na dół, usłyszałam, że mama rozmawia z detektyw Maggie. 
- Proszę znajdźcie ją, nie poddawajcie się - moja mama płakała.
- Proszę pani, robimy wszystko co możemy, wczoraj wieczorem znaleźliśmy kolejną dziewczynę, która była ofiarą gwałtu i została zamordowana, straciła za dużo krwi... - mówiła, a ja zatkałam usta, z moich oczu znów wylały się łzy.
- Czy to ci co porwali Zoey? 
- Tak, chyba tak... - powiedziała cicho i wznowiły rozmowę ale ja nie mogłam tego szukać, wybiegłam z domu biegnąc tak szybko jak tylko mogłam. Danielle i ja byłyśmy zdruzgotane. 
Znalazłam się w tym samym miejscu, w którym byłyśmy po imprezie, rozglądnęłam się dookoła i zaczęłam płakać. 
- Zoey ! - krzyknęłam jak jakaś desperatka - gdzie jesteś !? - płakałam.
- Caitlin - usłyszalam głos, odwróciłam się gwałtownie widząc Harrego, przestraszyłam się i zaczęłam się cofać.
- Zostaw mnie prosze - płakałam - nie rób mi krzywdy - pisnęłam prawie .
- Cai nie zrobię ci krzywdy, chce żebyś nam pomogła, chcemy odnaleźć Zo ale my nie możemy dostać się tam gdzie ona jest... Zwykły człowiek da radę - tłumaczył mi wszystko - pomożesz ? 
- Pomogę - powiedziałam pewnie.

_______________________________________________

Jest ! Nareszcie kolejny rozdział, przepraszam za tak długie czekanie ale wiecie jak to jest kiedy wam się wszystko usunie ? Po prostu miałam napisane i myślalam, że się zabije, nie dało się cofnąć, po prostu tragedia. Przepraszam...

Nie miałam również za bardzo czasu żeby pisać rozdziały bo miałam pewne sprawy do załatwienia.

Kocham was bardzo za ponad 2 tysiące wyświetleń ! Dziękuję !! 

Następny rozdział będzie bardziej rozgarnięty.

KOCHAM WAS !! 

PS. JESTEM IDIOTKĄ xx 

poniedziałek, 7 lipca 2014

ROZDZIAŁ 4



"Byłam tam znowu, za mną wznosił się piękny zamek, a ja byłam w ogrodzie.
Rozglądnęłam się dookoła lecz nikogo nie spostrzegłam, śpiew ptaków rozweselał to miejsce. Przede mną znajdowało się jeziorko, w którym kaczki poruszały się swobodnie. Miałam na sobie piękną białą, jedwabną sukienkę. Moje włosy były rozpuszczone, idealnie rozczesane, po bokach znajdowały się dwa warkoczyki, które łączyły się ze sobą. Podeszłam bliżej jeziora i przykucnęłam podpierając się ręką. Na wodzie unosił się piękny kwiatek, chciałam go wziąć. Nachyliłam się... Nagle poczułam, że ktoś albo coś mnie pchnęło do przodu, wpadłam do jeziorka. Wystraszona zaczęłam się topić. 
Straciłam siły i nadzieje, że wydostanę się z niego. Zaczęłam się zanurzać głębiej i głębiej. Widziałam tylko promienie słoneczne, które przedostawały się przez wodę. Zamknęłam w końcu oczy...Przestałam oddychać"
Usiadłam na łóżku szybko oddychając, byłam cała mokra od potu. Moje ciało trzęsło się.
- To tylko sen, to tylko sen... - powtarzałam sobie te słowa aż w końcu się uspokoiłam.
Przetarłam dłońmi twarz i spojrzałam na zegarek, była dokładnie 02:02...
Opadłam znów na poduszki patrząc się w sufit. Sen wydawał się tak realistyczny...
W moim gardle czułam gulę przez którą ciężko mi było oddychać.
Promienie księżyca raziły mnie prosto w twarz. Popatrzyłam się na okno, które było lekko uchylone, zasłony unosiły się delikatnie w wyniku lekkiego wiatru. Przekręciłam się tyłem do okna i przymknęłam oczy wtulając się w kołdrę.
***
(kilka dni później)
Cały dzień minął nudno jak każdy poprzedni. Praktycznie siedziałyśmy z dziewczynami oglądając jakieś seriale, obgadując chłopaków i pakując w siebie kolejne kalorie. 
- Dobra dziewczyny co powiedzie na mała imprezkę dzisiaj? - Danielle poruszyła zabawnie brwiami.
- Ja jestem za, a ty Zoey? - Caitlin dźgnęła mnie lekko w bok. Nie miałam ochoty na imprezy tym bardziej, że ciocia prosiła nas abyśmy nie wychodziły same wieczorem.
- Sama nie wiem... cioci...
- Och, Zo... To co mówi mama to nie słuchaj, ona jest przewrażliwiona, nic nam nie będzie, poza tym pojedziemy autem i nie będziemy dużo piły - przerwała mi Cai.
- No dobra... - zgodziłam się, nie chciałam wyjść na jakąś nudziarę.
- Czuje, że dziś poznam jakiegoś przystojniaka - pisnęła Danielle na co się głośno zaśmiałam - Zo... ty się nie śmiej, bo tobie właśnie najbardziej brakuje chłopaka. Jesteś taka śliczna, możesz mieć każdego.
- Danielle przestań... - zaczerwieniłam się lekko - Nie jestem ładna a poza tym nie szukam chłopaka...
- Zo? Mogę zadać ci pytanie? - Cai patrzyła się na mnie uważnie.
- No pewnie - przytaknęłam głową i również na nią spojrzałam, widziałam, że jest trochę rozbawiona. Bałam się tego pytania - Czy jesteś dziewicą? - zapytała prosto z mostu, a Dan wybuchnęła śmiechem.
- Musisz wszystko wiedzieć palantko?! - śmiała się Dan.
- Nie ma takiego słowa palantko! - walnęła ją.
- To czego go używasz? - wystawiła jej język.
- Tak jestem - wzruszyłam ramionami.Nie chciałam mówić o tym, że byłam gwałcona przez ojca.
- Serio? - patrzyła na mnie dziwnie - spokojnie, my też - zaśmiała się w końcu co mnie też rozbawiło - Ale mam zamiar to zmienić - poruszyła brwiami .
- Uuuu... W kibelku na imprezie? - zaśmiałam się.
Rozmawiałyśmy jeszcze długo, całkowicie zapomniałam o tajemniczych morderstwach, Harrym, Louisie,  ... Od kilku dni nie widziałam żadnego z nich, miałam nadzieje, że odpuścili, ale jednak nie...
Kiedy przyszedł wieczór zaczęłyśmy się szykować z dziewczynami. Ja ubrałam obcisłe czarne legginsy, czerwoną koszulkę, która odsłaniała część mojego brzucha, czerwone szpilki, czerwone usta ale jasny makijaż. Danielle kazała mi ubrać stringi po twierdziła, że dzięki temu szybciej zdobędę chłopaka. W zasadzie miała racje, chłopaki gapili się na dwie "rzeczy" jakimi są cycki i dupa. Nie zmienisz ich...
Kiedy byłyśmy już gotowe wyszłyśmy z domu, postanowiłyśmy zamówić taksówkę. Wcześniej powiedziałyśmy jednak cioci, że pojedziemy na imprezę. Zgodziła się choć niechętnie.
***
Już jak otworzyłam drzwi do klubu uderzył we mnie ostry zapach alkoholu, tytoniu i innych świństw...
Przepychałyśmy się z dziewczynami przez tłum spoconych i napalonych ludzi. 
- Co zamawiamy?! - krzyknęła Danielle, było tak głośno, że ledwo ją usłyszałam. Zamówiłyśmy sobie jak na razie po delikatnym drinku. Usiadłyśmy wszystkie trzy na wysokich krzesłach przy barze, rozglądnęłam się dookoła. Mój wzrok spotkał się z przystojnym "blondynem", który akurat wchodził do strefy "vip".W moim brzuchu poczułam motylki, kiedy blondyn przystanął w wejściu i odwrócił się powtórnie w moją stronę. Ja odwróciłam wzrok, czułam, że na moich policzkach tworzą się wypieki.
Po chwili poczułam dotyk czyjejś dłoni na mojej. Spojrzałam w oczy chłopaka i zamarłam.
- Chodź ze mną, tam jest ciszej - próbował przekrzyczeć muzykę. Ja spojrzałam na dziewczyny, które pchały mnie na siłę abym szła z nim. Rozbawiło mnie to trochę.
Szłam za chłopakiem trzymając go za rękę. Weszliśmy po schodach do wielkiego pomieszczenia gdzie również można było tańczyć, pić, ale było tam o wiele przytulniej.
- Jak masz na imię? - zapytał kiedy usiedliśmy na czerwonej kanapie.
- Zoey - uśmiechnęłam się lekko - a ty? - zapytałam patrząc w piękne hipnotyzujące oczy chłopaka.
- Niall - uśmiechnął się i przywołał kelnera rozdającego drinki. Wziął dwie szklanki wypełnione cieczą i podał mi jedną - A więc Zoey....Miło mi cie poznać - uśmiechnął się, stuknął szkłem o moją szklankę i napił się odrobinę, ja również wzięłam łyka.
Miałam wrażenie, że kiedyś już widziałam tego chłopaka.
- Co cię tu sprowadza... Nie widziałem cię tu wcześniej - powiedział naprawdę przekonująco, naprawdę myślałam, że mnie nie zna.
- Umm... Ja się tu przeprowadziłam, mieszkam teraz u cioci - uśmiechnęłam się biorąc kolejnego łyka.
Rozmawialiśmy tak dość długo, w końcu on mnie przeprosił i poszedł gdzieś na chwile.
Ja zdążyłam wypić drinka, a on wrócił.
- Zoey przepraszam cię bardzo, ale muszę wyjść - pomógł mi wstać, wyraźnie był czymś zdenerowany - Pomogę ci poszukać kuzynek - powiedział, skąd wiedział, że byłam z kuzynkami, a może mu mówiłam, no nie ważne.
Zeszliśmy na dół, on jak obiecał odprowadził mnie do Dan i Cai, a sam pożegnał się ze mną i wyszedł z klubu z innymi chłopakami. 
My również z dziewczynami już zbierałyśmy się. Postanowiłyśmy się przejść.
W trakcie drogi opowiadałyśmy sobie nawzajem o poznanych przez nas chłopaków.
Byłyśmy wszystkie takie podekscytowane tym całym zdarzeniem, ja wciąż w głowie miałam Nialla. 
Nagle usłyszałyśmy krzyki jakiś dziewczyn. W głowie usłyszałam głos. "Nie idźcie tam ! Wracajcie do domu ! " Tym razem zignorowałam ten głos. Twierdziłam, że mogę pomóc skoro ktoś potrzebuje pomocy. Poszłyśmy powoli z dziewczynami koło murowanej ściany. Światło lamp padało na dwóch chłopaków, którzy w objęciach trzymali mocno dziewczyny. 
- Ej to Niall - szepnęła do mnie Cai, a ja zamarłam. Zrozumiałam, że to ten sam chłopak, który był w domu moich rodziców, który...
Przestałam myśleć kiedy zobaczyłam jedną dziewczynę osuwającą się po ścianie, jeden z chłopaków uklęknął przy niej i przejechał ostrym pazurem po jej szyi po czym zlizał krew cieknącą z rany. Popatrzył się na nią i wbił usta w ranę ssąc jej krew. Dziewczyna jęknęła cicho. Wiedziałam, że nie możemy im już pomóc. 
Chłopak wziął jakąś szmatkę, która leżała przy kontenerze na śmieci i zatkał jej twarz mocno przyciskając szmatkę do jej ust. Dziewczyna szarpała się, próbowała odepchnąć go ale nagle...straciła siły... Jej ręce oparły na mokry od deszczu beton, a chłopak wstał, wziął dziewczynę i wrzucił ją do kontenera. On ją udusił.
- Jezu - szepnęła Danielle trzymając mnie mocno.
Ja straciłam Nialla z pola widzenia.
- Chodźmy stąd lepiej - odwróciłam się i pociągnęłam dziewczyny za sobą.
- A wy się gdzieś wybieracie? - przed nami stał Niall z zakrwawionymi ustami i kłami na wierzchu, oblizał usta i uśmiechnął się do mnie - Miło cię widzieć znowu Zoey...
- Horan, dobrze wiesz, że nie lubimy jak ktoś rusza nasze dziewczyny - odwróciłam się i zobaczyłam Harrego i tego chłopaka co szedł za nami. Ich oczy lśniły, a z ust wystawały ostre końcówki ich kieł. Niall zaśmiał się i otarł usta materiałem swojej koszulki.
- Coś mi się wydaje, że sobie wystarczająco nie pojadłem - syknął przez zęby.
- Coś mi się wydaje, że nie wiesz z kim zadzierasz - syknął przystojny chłopak za nami.
- Nie wydaje mi się, przyjacielu - pociągnął za rękę Cai i trzymał ją mocno. Widziałam przerażenie w jej oczach.
- Zostaw ją! - krzyknęłam chcąc podejść ale Harry pociągnął mnie.
- Zoey albo Caitlin - uśmiechnął ją jeżdżąc opuszkami palców po jej szyi. Caitlin patrzyła się na mnie.
- Dobra... - wyszarpałam się z objęć Harrego i podeszłam bliżej - ale pierw masz ją puścić...
Niall odepchnął Cai, która upadła na beton, a wziął mnie za rękę.
- A i powiedzcie swojemu "szefowi" - prychnął śmiechem - że ona jest moja... - zaśmiał się gardłowo i przysunął do siebie wsuwając rękę pod koszulkę i dotykając mój brzuch, poczułam ukłucie. Jego pazur wysunął się i wbił się w mój brzuch. Poczułam się słaba, śpiąca. Usłyszałam jakieś straszliwe piski w mojej głowie, dosłownie jak w horrorze. Ostatni raz usłyszałam ten głos "mówiłem, żebyś tam nie szła..." Po tych słowach...zasnęłam.


TO BE CONTINUED ... 

______________________________________________________

TADAM ! 
Jest rozdział 4 ... Mam nadzieje, że wam się podoba. 
Zawiodłam się przy 3 rozdziale. Wiem, że był okropny i nudny.

I'M SAD...

No więc tak macie już akcje.
Mam nadzieje, że ten rozdział podobał wam się bardziej od poprzedniego xoxo...

Dziękuję .



piątek, 4 lipca 2014

ROZDZIAŁ 3

czytasz=komentujesz

Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Cały czas myślałam o tym co to było...
Słysząc, że ciocia już nie śpi wstałam i poszłam do niej. Stala oparta o blat i piła kawę. Była wyraźnie zamyślona...
- Ciociu? - podeszłam do niej.
- Ciii... - wskazała na radio.
"Dziś rano mieszkanka Janesville została znaleziona na Street 21 martwa. Patolog stwierdził zgon w wyniku wielu ran szarpanych oraz głębokich ran na szyi. Prawdopodobnie została zaatakowana przez dzikie zwierze. Prosimy o nie wychodzenie z domu w późnych godzinach, prosimy o zachowanie bezpieczeństwa. Ochrona oraz policja została już powiadomiona i wzmocnią patrole nocne. Prosimy również aby nie panikować..."
Po usłyszeniu tego przypomniałam sobie wczorajszą noc. Poczułam ścisk w moim żołądku.
- Znałaś tą panią? - zapytałam patrząc na zmartwioną ciocię.
- Tak, niestety znałam...  - westchnęła i odłożyła kubek na blat - co zjesz na śniadanie? - wyraźnie chciała zmienić temat.
- Kim ona była? - zapytałam patrząc uważnie na ciocie, odwróciła się do mnie.
- Pracowała ze mną - pokręciła głową jakby nadal nie dowierzała tego co się stało.
- Co to mogło być za zwierze...? - nie spuszczałam z niej wzroku.
- Nie jestem pewna czy to było zwierze - westchnęła i mnie minęła.
- Ale jak to? - szłam za nią.
- Porozmawiamy jak wrócę z pracy, a teraz proszę cię, zjedz coś i nie wychodźcie wieczorem... - ucałowała mnie w czoło, zarzuciła na rękę płaszcz i wyszła.
Westchnęłam cicho i poszłam się przebrać. Dziewczyny jeszcze spały. Ubrałam szare szerokie dresy i szeroką koszulkę, uwielbiałam czuć się wygodnie.
Postanowiłam posprzątać na strychu, chciałam w końcu mieć swoje pomieszczenie.
Wzięłam wszelkie środki czystości, jakieś szmatki, wiadro z wodą i poszłam na górę.
Rozglądnęłam się dookoła trzymając ręce na biodrach.
- No to do roboty - mruknęłam sama do siebie, włączyłam radio i zaczęłam sprzątać.
Na początek zabrałam się za czyszczenie i układanie książek. Przy okazji przeglądałam je.
Nagle trafiłam na bardzo starą poniszczoną książkę z tytułem *"Kegelapan".
Zmarszczyłam lekko brwi, nie wiedziałam co to znaczy. Otworzyłam książkę i poczułam ciarki na plecach.
Ku moim oczom ukazał się obrazek tego chłopaka z mojego snu. Przełknęłam ślinę i przekręcałam kartki dalej, nie znałam tego języka więc nie rozumiałam co tam pisze.
Kiedy przekręciłam kolejną kartkę naprawdę zamarłam, zobaczyłam zdjęcie Harrego. Chłopaka ze szpitala. Był całkowicie inny, miał na sobie pelerynę, lśniąco srebrne oczy i ... kły ? Obrazek był podpisany, zrozumiałam tylko słowo *Vampire, opisu już nie.
Odłożyłam książkę na bok, cała się trzęsłam.
Zdarzenie w szpitalu, w moim domu...O co chodzi?!
Znalazłam kilka takich książek, odłożyłam je i zabrałam się w końcu za sprzątanie jednak w mojej głowie tkwiła myśl dlaczego w tak starej książce było zdjęcie Harrego.
***
Po kilku godzinach skończyłam. Dziewczyny wstały i pomogły mi. Byłam z nas dumna.
Usiadłyśmy do stołu i zrobiłyśmy sobie porządne śniadanie. Byłam głodna jak wilk.
- Słyszałyście o pani Drake? - zapytała Caitlin...
- Tak, tragedia. Ciekawe co to było - powiedziałam cicho.
- Może coś z zoo uciekło - zaśmiała się Danielle.
- Zo...co ci jest, jesteś taka dziwna, nie przejmuj się.
- Nie przejmuję się, po prostu się boje.
- Ale nie ma czego - zaśmiała się cicho.
- Wczoraj kiedy byłam w domu u rodziców coś tam było.
- Coś? - uniosła brwi Cai.
- Nie widziałam co to było dokładnie, ale nie, nic nie ważne, wydawało mi się - zaśmiałam się nerwowo.
- Musimy iść na zakupy - zaczęła Danielle.
- Oj tak, zjadłyśmy wszystko - zaśmiała się Caitlin, a ja razem z nią.
Po śniadaniu poszłam się przebrać, było gorąco więc założyłam krótkie spodenki, koszulkę i białe trampki.
Wyszłyśmy z domu, dziewczyny nawijały jak szalone ale ja myślałam tylko o jednym, o Harrym.
Znów poczułam tą obecność, tą samą co poprzedniego wieczora.
Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam chłopaka, około 20 lat, na jego ciele znajdowało się pełno tatuaży. Miał czarne okulary, jedna dłoń była niezdarnie wsadzona w kieszeń, a w drugiej trzymał papierosa.
Jego niezdarnie ułożone włosy były tak podniecające.
Odwróciłam się szybko kiedy zdałam sobie sprawę, że za długo na niego patrzyłam.
Przeszedł mnie lekki dreszcz, dziewczyny wprowadziły mnie do budynku, przed wejściem oglądnęłam się za siebie ale go już tam nie było.
Chodziłyśmy po sklepie, starałam się śmiać z żartów dziewczyn ale myślami byłam gdzieś indziej.
Kiedy kupiłyśmy wszystko co było potrzebne wyszłyśmy ze sklepu, każda z nas trzymała po jednej reklamówce.
***
Wieczorem siedziałam na kanapie i czekałam aż ciocia wróci z pracy. Usłyszałam otwierające się drzwi więc wstałam z kanapy i poszłam na korytarz.
- Cześć ciociu... - powiedziałam trzymając w ręku 3 książki.
- Cześć skarbie - popatrzyła na książki - a t-to skąd masz... - zapytała jakby się wystraszyła.
- Sprzątałam dzisiaj strych i... znalazłam to. Powiesz mi co miałaś na myśli dzisiaj rano? - zapytałam ją a ona minęła mnie i poszła do kuchni lecz ja nie odpuszczałam i szłam za nią - ciociu...
- Tak, tak dziecko ale daj mi odpocząć chwile, jestem po całym dniu pracy, zrozum mnie - popatrzyła na mnie zmęczonymi oczami i poszła do salonu, usiadłyśmy z nią na kanapie.
Siedziałyśmy tak chwile, ciocia nagle podniosła się i wzięła jedną książkę i otworzyła ją na pierwszej stronie gdzie było zdjęcie Louisa.
- Ten chłopak - pokazała na niego - wierzysz w istoty nadprzyrodzone? - zapytała mnie z całkowitą powagą.
- No...t-tak - jąkałam się, cały czas w głowie miałam tego blondyna i jego kieł szczerzących się do mnie mnie.
- Ten chłopak to *Ketua 
- Ketua? - patrzyłam się na nią z niezrozumieniem.
- Ketua czyli przywódca - powiedziała to takim głosem, że na moim ciele pojawiły się ciarki. Po chwili zamknęła książkę i zaśmiała się - dziecko nie myśl o tym, to nie prawda...twoja babcia miała te książki, jakieś starocie - wstała - idź spać .
Poszła do kuchni a ja jeszcze chwile siedziałam na kanapie.
Wstałam i poszłam na strych do swojego pokoju, to nie było zabawne ze strony cioci. Ja naprawdę widziałam tego chłopaka, naprawdę widziałam Harrego. Kłóciłam się ze swoimi myślami.
Weszłam do pokoju i od razu podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej jakąś szeroką koszulkę i spodenki, w które się ubrałam. 
Podeszłam do wielkiego okna, otworzyłam je i wyszłam na dach, usiadłam opierając się o ścianę.
Na przeciwko stał dom, ledwo go widziałam, było ciemno.
Świeciło się tylko w jednym pokoju, widziałam, że ktoś tam chodzi. 
Nagle ktoś stanął w oknie i patrzył się na mnie, wstałam chcąc wejść do pokoju.
Zrozumiałam, że w oknie stał ten blondyn.

czytasz=komentujesz

______________________________________________________________

*Kegelapan w języku Malajskim - ciemność .
*Vampire w języku Malajskim - wampir.
*Ketua w języku Malajskim - wódz.

Dziękuję, że dotrwaliście do końca.
Za bardzo w tym rozdziale się nie jedzie no ale pomyślcie, kim jest ten blondynek, a kim ten wytatuowany chłopak chodzący za Zoey.

Chciałabym was o coś poprosić...
Skoro już czytacie rozdziały zostawiajcie komentarze, albo tutaj albo na tt mi piszcie. To naprawdę mnie motywuje, a wasze wskazówki dotyczące jakichkolwiek błędów mnie poprawiają...

JEST JUŻ SZABLON, JAK SIĘ PODOBA? ZOSTAŁ ZROBIONY PRZEZ @/Harrys_fox

Zapraszam również do czytania tego ff... KLIK

Dziękuję xx